podróżując po Malezji

Autobusy – te na dłuższe trasy nie różnią się specjalnie od naszych, z tym że wszystkie mają klimę (tu jest to niezbędne do podróżowania). Podróżowanie wzdłuż kilku głównych arterii kraju jest szybkie i bezproblemowe, zjechanie jednak z autostrady może grozić siniakami, otarciami a czasem nawet wstrząsem mózgu, a to z powodu nierówności na drodze i uskokom (dziur w jezdni tu jeszcze nie widziałem, ale na przykład przy wjeżdżaniu na mostek, lub nowy asfalt itp) – kierowcy ani myślą zwalniać przed takowymi, ani ich omijać :(. Także pospać ani poczytać i tym podobne rzeczy się po prostu nie da :).

Pociągi – pociągi na pierwszy rzut oka są tu o klasę lepsze niż w Polsce (każdy oczywiście ma klimę:)), ale tylko na pierwszy rzut:/. W każdym przedziale jest telewizor ( czasami program się zacina, albo zdarza się że że po telewizorze zostają same kable:)). Pociągi jeżdżą z prędkością 100 km/h( rzucało nas po torowisku tak że myślałem że wagon za nami się odczepi i wyrzuci go z torów, nie proponowałbym przechodzić pomiędzy wagonami – można było zginać, jakoś jednak dojechaliśmy:))

Jeśli chodzi o ceny to są one porównywalne z Polskimi lub nawet trochę niższe. Krajobraz za oknem na całej długości kraju jest zdominowany przez plantacje palmy olejowej, używanej tu do produkcji oleju i paliwa. Zdarzają się także inne plantacje, bananów, kokosów, pomarańczy, mango, a czasami nawet las tropikalny:)

Przy większej ilości osób (2<podróżujących), można pomyśleć nad wzięciem taksówki bo koszt już wychodzi podobny co do pociągu np pociąg z Lotniska do Kuala Lumpur dla dwóch osób wynosił 70 zł a za taksówkę z lotniska pod hotel zapłaciliśmy 75 zł. Także na niedługich trasach może być to lepsze rozwiązanie. 🙂

Podróżowanie po Malezji jest przyjemne i niedrogie, za to w średnim tempie. Przy odrobinie cierpliwości wszędzie można się dostać 🙂

Opublikowano Uncategorized | Dodaj komentarz

Singapur

Singapur niby miasto jak każde inne duże w południowej Azji (przynajmniej z tych co na razie widziałem), klimat ten sam, styl budownictwa ten sam, mieszanka ludzi na oko ta sama, jedzenie podobne. Ale to tylko pozory.

Singapur jest prawdziwym miastem XXI wieku. Ludzie tu żyją pracują i bawią się w bardzo dużym tempie. Standardowy dzień dla wielu singapurczyków to praca zakończona wieczorną zabawą. Ludzie pracują tu po 10-12 godzin dziennie, więc po takim dniu wszyscy chcą się tylko zabawić nieważne gdzie kluby, teatry, parki, kina i wiele innych rozrywek, co kto lubi , co kto woli, miasto zapewnia wszelkie rozrywki. A wszystko to w otoczeniu wysokich wieżowców, kanałów, pięknych uliczek z zabytkową zabudową, parków. Jest nawet wyspa przeznaczona specjalnie na zabawę z parkami wodnymi, plażami, oceanarium, i wieloma innymi miejscami rozrywki.

Wszystko tam jest zrobione perfekcyjnie, zadbano o każdy element, wszystko ma jakiś cel a dodatkowo jest zrobione tak by cieszyć oko. I co wyjątkowe dla Azji cały czas dba się o to – czyści i naprawia. Będąc tu ma się wrażenie że tutaj się nie oszczędza, nie liczy pieniędzy, każda rzecz jest zrobiona z rozmachem i pomysłem, ale jednocześnie większość z tych rzeczy służy zarabianiu pieniędzy. Singapur nie jest tanim miastem – w końcu większość czasu jego mieszkańcy spędzają na zdobywaniu pieniędzy 🙂 – żeby tu mieszkać i żyć trzeba mieć naprawdę spore zarobki. Ale warto miasto w zamian oferuje bardzo wiele: jedzenie jest w miarę tanie i wyśmienite, w mieście odbywa się wiele eventów, imprez i pokazów dostępnych dla wszystkich ( my trafiliśmy na pokaz świateł – na prawdę fajna i zrobiona ze sporym rozmachem rzecz), transport publiczny też jest tani i w sumie bardzo dobry, a do tego wszystkiego miasto jest na prawdę bezpieczne.

Jedno jest pewne Singapur jest miastem w którym żyje się szybko, intensywnie i na najwyższym poziomie. Tu nie ma lipy, tu wszystko robione jest na 120%.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Opublikowano Uncategorized | Dodaj komentarz

Botanic Garden

Singapur – tu trafiłem po raz pierwszy w Azji do ogrodu z prawdziwego zdarzenia. Byłem co prawda już w parku w Kuala Lumpur i też tam w ogrodzie orchidei, ale jakos nie zrobiły na mnie wrażenia. Jednak Singapur może się poszczycić jednym z najpiękniejszych i różnorodnych ogrodów jakie widziałem. Możemy znaleźć tu las tropikalny, coś na styl ogrodów japońskich, ogród orchidei (po prostu piękny), ogród pustynny, park z rzeczkami i jeziorkami i wiele innych ogrodów co tworzy w całości niesamowite połaczenie. A wszystko zrobione w nawyrzeszej jakości i nad podziw zadbane. W takim mieście aż chce się żyć

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Opublikowano Uncategorized | Dodaj komentarz

Pangkor – pierwszy powiew tropikalnej wyspy

Czego oczekujemy po tropikalnej wyspie – ja wam powiem czego ja oczekiwałem – słońca, złotych plaż, palm kokosowych, lazurowego morza, i panienek w sukienkach z liści z naszyjnikami z kwiatów. Czegoś jeszcze? – po krótce to chyba esencja tropikalnej wyspy – przynajmniej jak dla mnie.

Dostałem to wszystko 🙂 – no prawie zabrakło tylko tych panienek z kwiatami :/ – ale i tak było …. 🙂

Do wyspy dotarliśmy promem w sobotę przed południem. Prom jak prom trochę zdezelowany, olej gubił chyba każdą możliwą dziurą w kadłubie, ale miał klimatyzacje, wygodne siedzenia i płyną w miarę szybko. Wychodząc z przystani natknęliśmy się na małą grupkę przemiłych tubylców którzy za wszelką cenę próbowali nam wcisnąć skuter na cały dzień za na pewno bardzo dobrą cenę:) Postanowiliśmy jednak skorzystać z jednej z wielu jeżdżących tutaj różowych taksówek które przybierają formę bardzo małego busa w różnym stanie od prawie nowych i błyszczących po rozklekotanego rzęcha. Niestety jest to jedyny środek transportu na wyspie dostępny dla nowo przybyłego turysty.

Po krótkiej (wyspa ma 9 km długości i 3 km szerokości) acz ciekawej podróży (do tego jest bardzo górzysta), docieramy do naszego znajomego gospodarza. Jest idealny drewniany domek, w odległości nie większej niż 100m od plaży. Po rozpakowaniu się, szybkim prysznicu, pada decyzja pożyczamy skuter i jedziemy zobaczyć wyspę.

Wyspa znajduje się może dwa kilometry od lądu, składa się z sieci zatoczek pooddzielanych od siebie skalistymi półwyspami. Od strony morskiej ma poumieszczane hotele i „ośrodki wczasowe” ( tak jak u nas kiedyś nad morzem zgrupowania domków dla wczasowiczów). Od strony lądu małe miasteczko i kilka wiosek rybackich usytuowanych wzdłuż całego wybrzeża, dziesiątki łodzi i kutrów rybackich. Można tu kupić ryby, małże, kraby, krewetki, wszystko co tylko daje morze, wszystko świeże i najlepszej jakości, smażone, suszone. Na wyspie znajduje się także duński Fort (przynajmniej tak jest dumnie nazywany), który był w swojej historii kilka razy zdobywany przez tubylców i niszczony (w sumie nic dziwnego miał może 40 m2 powierzchni czyli duża kawalerka i ogólnie robił kiepskie wrażenie, ale był:). Na wyspie znajduje się także kilka punktów widokowych. Wszystko zwiedzamy w jakieś 4 godziny – skuter to jednak fajna rzecz ( chociaż drogi na wyspie są wyjątkowo kręte i strome, a do tego czasami mają tylko po 3m szerokości).

Jedziemy na plaże

Plaża – nie za bardzo można tu mówić o złotych. A to dla tego że jest złożona zarówno z piasku jak i z kawałków muszli i koralowca, jest piękna. Lazurowe morze jest niesamowicie ciepłe jak nic ma ponad 30 stopni – można w nim siedzieć bez przerwy. Do tego jest niesamowicie słone, nieszczęsny ten kto się jej napije lub naleci mu nosem (sam miałem nieszczęście się o tym parę razy przekonać) – to chyba jedyny minus. Do tego mnóstwo krabików ganiających w tą i we w ta po plaży i skałkach, trochę kolorowych rybek przy brzegu i małpy na przy plażowych palmach, czające się na jakiś łakomy kąsek po turystach.

Na kolacje Tysiak postawił mi z okazji urodzin Krewetki Tygrysie (każda długości mojej dłoni – to są krewetki) i grillowaną rybę (chyba najlepsza ryba jaką jadłem – łosoś i pstrąg wymięka). Na deser małe skorupiaki też z grilla (chyba jakiś rodzaj przegrzebków – były całkiem smaczne jak już się człowiek nauczył jak je otwierać).

W niedziele od samego rana na plaże – odpływ był niesamowity – woda opadła o jakieś dwa metry (wysokości). Tysiak sobie leżakował na plaży korzystając ze wspaniałego słońca, a ja nie mogąc wysiedzieć chodziłem wzdłuż wybrzeża i w głąb morza podziwiając pojedyncze korale, kolorowe rybki, kolczaste jeżowce, małe i średnie kraby i co tylko było niesamowitego. Na obiad spaghetti po Malajsku – średni pomysł – ale ryby były tylko wieczorem kiedy było najwięcej turystów. Po obiedzie na ostatni prom i z powrotem do Kuala Lumpur.

To był niesamowity weekend i jedne z najlepszych urodzin jakie miałem. Dostałem na nie jedno ze swoich marzeń :)(i nauczyłem się jeździć skuterem) Dziękuje Tysiaku :*

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Opublikowano Uncategorized | 1 komentarz

Tydzień Pierwszy

Dzisiaj minął pierwszy tydzień naszego pobyty w Malezji i jak na razie nie jest źle właśnie znaleźliśmy mieszkanie, powoli poznajemy miasto i się w nim aklimatyzujemy :).

Co do smrodu i wszędobylskiego brudu zaczynam się przyzwyczajać, przestają mi już przeszkadzać szczury i karaluchy na ulicach ( gorzej jak widzę je w knajpach – jakoś od razu odchodzi mi apetyt), ze zwierząt są jeszcze dziko żyjące gekonki które są nawet całkiem zabawne oraz chmara zdziczałych kotów, zabiedzonych i jakiś takich sponiewieranych (ich życie jest tu naprawdę ciężkie, sam widziałem jak 5 szczurów pogoniło kota). Zresztą nie wszędzie jest tak źle, są dzielnice gdzie jest całkiem czysto i gdzie jak się mocniej przymknie oko to nawet da się żyć.

Ludzie są tu bardzo przyjaźni i otwarci, starają się pomóc jak tylko mogą. Wszyscy są pozytywnie zaskoczeni jak się tylko dowiadują że nie przyjechaliśmy tu tylko turystycznie ale by zostać na dłużej. Goszczą nas, pokazują miasto, pokazują gdzie najlepiej jeść, gdzie się bawić i jak żyć w tym mieście. Są bardzo tolerancyjni; można tu zobaczyć każdy kolor skóry, każdą religie i wszyscy żyją w spokoju i zgodzie – jak się chce to można – reszta świata powinna się uczyć. ( jak na razie spotkałem tu tylko dwie nie miłe osoby: jedną był taksówkarz, który nie dość że się zgubił to jeszcze próbował nas naciągnąć, drugą była Pani pracująca w ambasadzie Polski której chyba zakłóciliśmy wakacje jakimi jest dla nich praca w Malezji -przynajmniej takie odniosłem wrażenie)

Co do jedzenia to zdecydowanie najlepsza jest chińszczyzna. Ta chińszczyzna, która jest u nas nawet koło chińczyka nie leżała, jedzenie jest po prostu wspaniałe, soczyste, świeże i pełne kolorów. Prawie zawsze zatopione w jakimś sosie – pikantne, słone, słodkie i jakie kto tylko chce. Są jeszcze kuchnie indyjska, indonezyjska i oczywiście malajska, ale ogólnie wszystkie są bardzo podobne przynajmniej dla mnie (mam nadzieje że tylko na razie).

Jeżeli chodzi o poruszanie się po mieście to jest ono ogólnie łatwe, a to dzięki bardzo rozbudowanej kolejce połączonej z metrem, która często jeździ i jest w sumie tania. Jedyny problem stwarza brak jakiegokolwiek oznakowania ulic i dzielnic, nie mówiąc już o domach – było to bardzo wkurzające podczas szukania pokoju (ale jakoś daliśmy rade). udało nam się wynająć pokój od 1 marca w nowym wieżowcu z własnym basenem, salą gimnastyczną, grillem i kilkoma innymi małymi udogodnieniami 🙂 za w sumie nieduże pieniądze (850zł), ale za to bez kuchni ( i tak wszyscy mówią ze jedzenie na mieście jest dużo tańsze niż robienie go samemu).

Następny tydzień zapowiada się jeszcze ciekawiej: szukanie pracy, krótki wypad nad morze, wyprawa do dżungli do wytwórni oleju palmowego, by poznać tamtejszych engineers,  dalsze poznawanie KL i jego zwyczajów. Będzie cudownie !!!

Resztę napisze następnym razem żeby nikogo teraz nie zanudzić

Opublikowano Kuala Lumpur | Dodaj komentarz

Kuala Lumpur – bliźniacze wieże

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Bliźniacze wieże są po prostu niesamowite, robią kolosalne wrażenie chyba na wszystkich. To jeden z tych budynków które trzeba zobaczyć na własne oczy bo nie da się ich po prostu opisać. Mimo wszystko spróbuje – choć z góry zakładam że nie oddam w pełni obrazu którym chciałbym się podzielić – wjeżdżając do Kuala Lumpur w drodze z lotniska można je już zobaczyć z daleka jak błyszczą w słońcu górując nad miastem. Zbudowane głównie ze stali nierdzewnej i szkła, są otoczone przez piękny park z teatrem wodnym i placami zabaw. Najlepiej je podziwiać w godzinach wieczornych siedząc w parku nad jeziorem wsłuchując się w szmer sztucznych wodospadów, gdy są oświetlone setkami lamp.

Opublikowano Kuala Lumpur, Uncategorized | Dodaj komentarz

Kuala Lumpur – Małe Indie

Dzielnica hinduska trochę różni się od chińskiej, są tutaj setki straganów tylko dla odmiany pod dachem i to dużym,  na stoiskach i w butikach można dostać prawie wszystko; ciuchy (we wszystkich kolorach tęczy, materiały najlepszej jakości ogólnie coś wspaniałego lecz niestety te lepsze rzeczy nie są tanie), sztukę różnego rodzaju, jedzenie (moim skromnym zdaniem dużo gorsze niż w chińskiej dzielnicy, ale kto co lubi), biżuterie (mocno świecącą i bardzo kolorową, za to trochę tandetną, ale dla hindusów ważne jest przede wszystkim by było kolorowo), owoce w całości i już w kawałkach.

Hindusi nie są też tak nachalni jak Chińczycy, siedzą w swoich małych boksach i raczej zagadują cie tylko jeśli podejdziesz do ich sklepiku. Nie są także tak otwarci, zdąża się ze nie pozwalają fotografować swoich sklepów lub boksów, szczególnie jeśli jest u nich wizerunek buddy (choć parę razy mi się udało zrobić fotkę)

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Opublikowano Kuala Lumpur, Uncategorized | Dodaj komentarz

Kuala Lumpur – park orchidei i ptaków

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Opublikowano Kuala Lumpur, Uncategorized | Dodaj komentarz

Kuala Lumpur – Chińska dzielnica

Plątanina uliczek, zaułków wypełnionych straganami na których można znaleźć wiele z najlepszych marek. Zegarki, torebki, buty, ubrania, wszystko „najlepszej jakości” i tylko „oryginalne” dosłownie za bezcen:), tak przynajmniej zachwalają miejscowi sklepikarze.

I jak to nie robi na mnie wrażenia, to jedzenie owszem jest rewelacyjne. Dostaniesz tutaj owoce morza, kurczaka, wołowinę – oczywiście wszystko na ostro – a na deser różne słodkości – ich rodzaj pączków, lody, ciasta, ciasteczka, owoce tropikalne w całości i w kawałkach. A wszystko to na małych straganikach których są dosłownie dziesiątki i co kilka kroków, a do tego te same stragany są co chwila gdzie indziej – rano są w miejscu A, by wieczorem pojawić się w miejscu B.

co do architektury to aż żal za serce chwyta gdy się widzie te kolonialne kamieniczki które popadają w ruinę – są ich setki przepiękne, kiedyś bogate i misternie zdobione, teraz rozpadające się, zarośnięte i opuszczone – a które można by niewielkim kosztem odrestaurować, ale myślę jak europejczyk że trzeba dbać o stare domu i o dziedzictwo, tu myśli się trochę inaczej, stoi to stoi rozpadnie się to się uprzątnie i postawi wieżowiec. Trochę smutne ale taka ich mentalność. Może kiedyś dałoby rade kupić chociaż jedną i wyremontować – byłoby fajnie.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Opublikowano Kuala Lumpur, Uncategorized | Dodaj komentarz

Kuala Lumpur – pierwsze wrażenie

Wysiadamy z samolotu i jak to w krajach tropikalnych uderz w nas gorąca fala rozgrzanego powietrza – pomimo ze tu jest przed świtem a więc teoretycznie najchłodniejszy część dnia powietrze jest tak gorące i gęste że ma się wrażenie że da się je pokroić. Na lotnisku łapiemy taksówke i jazda – przed nami jeszcze 70 kilometrów do samego miasta, ale jakich kilometrów!!!

Na początek droga po której jedziemy – trzy do pięciu pasów nie jakieś marne dwa jak u nas. Droga jak droga Niemcy by się nie powstydzili, ale mniejsza o nią. Zaczynamy pośród wielkich plantacji ananasów, co jakiś czas poprzecinanymi urywkami lasu tropikalnego gęstego i zielonego ( miła odmiana po zimie u nas i gołych drzewach) pełna i kipiąca zieleń. A wszędzie w to wpleciony jeden wielki plac budowy, buduje się wszystko: nowe drogi i autostrady, domy i biurowce, niskie i wysokie co kto chce. (nadzieja na prace wzrosła)

wjeżdżamy do samego miasta – tak się składa że wjeżdżamy z góry – przed nami rozpościera się wielka nowoczesna metropolia, wieżowce, autostrady przez miasto,  estakady, wygląda poniekąd jak te miasta z przyszłości z filmów w latach 80 i 90, pełny szacunek i podziw, trochę zaskoczenia bo pomimo że nie spodziewałem się lepianek czy blaszanych domków to i tak przerosło moje oczekiwania. Wysiadamy z taksówki i do hotelu, pokój będzie za godzinę – wspólna decyzja – nie będziemy czekać zostawiamy bagaże i  idziemy na miasto.

CHIŃSKA I HINDUSKA dzielnica: ludzie dopiero ruszają do pracy, rozkładają sie pierwsze straganiki z jedzeniem gdzie można zjeść śniadanie lub coś na słodko (rewelacyjne obwarzanki z ciasta jak na pączki). Chodzimy po okolicy hotelu po dzielnicy chińskiej i hinduskiej, powietrze jest gęste a zapachy intensywne – przechodząc koło stoisk gdzie smażą jedzenie nie da się oddychać – przyprawy, czosnek, przypalone jedzenie i tłuszcz. Wszędzie jest mnóstwo brudu, tony śmieci walają się po ulicach, duży ruch i mnóstwo spalin w szczególności stare autobusy za którymi ciągną się wstęgi czarnego dymu. Budownictwo miesza się tu, stare kolonialne kamieniczki i domki z wielkimi i nowoczesnymi wieżowcami.

Ogólnie rzecz biorąc piękne nowoczesne miasto z wielkimi perspektywami, klejnot tej ziemi tonie w smrodzie, śmieciach i zaniedbaniu. Jest to kocioł wielu kultur, smaków oraz poglądów – na razie jestem przerażony tym chaosem, ale jednocześnie zachwycony możliwościami jakie z niego się wyłaniają.

Opublikowano Kuala Lumpur, Uncategorized | Dodaj komentarz